Weekend minął nam rodzinnie :-) Trochę w domu, niewiele poza domem.
Piątek - popikowałam pomidory miniaturowe i zioła do pojedynczych doniczek. Będę miała na ogródku - bazylię, oregano, tymianek, majeranek, seler (chyba liściowy ). Dopiero zaczynam swoją przygodę z uprawianiem ziemi. Aż jestem ciekawa, co z tego będzie
Na fotce - pomidorki. Reszta nie dała się sfotografować - aparat padł.
W sobotę robiłyśmy masosolne dekoracje w kształcie kwiatków, króliczków i jajek na patyczkach od szaszłyków. Teraz muszę tylko zebrać ekipę (dzieci) i pomalować wszystko... może jutro.
********
Wieczorem oglądaliśmy rodzinnie "Don Kichota".
Kolacja w pokoju przed tv... zdarza nam się to od święta. Patrząc na
dzieci siedzące na kanapie westchnęłam i powiedziałam:
- Patrz Ireneusz jakie duże już mamy dzieci. Malutkie by tam pasowało...
- Taaak, mamuniu musisz urodzić - Maja na to radośnie.
- Ach... no tak, urodzić - odrzekłam nieco stropiona.
- No wiesz. Możesz na szydełku zrobić - pocieszyła mnie Maja.
********
Na szydełku nie zamierzam dzieci robić - za dużo przeróbek by było ;-)
Niedziela w kościele - święciliśmy naszą miniaturową palemkę. A po południu i obiedzie przygotowywaliśmy dekoracje świąteczne. Dzieci wykazały się dużą cierpliwością i determinacją. Jak zabrakło nam nakrętek od butelek młody poświęcił się i przyniósł nakrętkę z samochodu. Efekty naszych działań... później. Jak odzyskam aparat.
Pozdrawiam
Kama
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz